O 11.30 na śniadanie, a w zasadzie lunch, poszliśmy na bún chả. Bún - czyli makaron ryżowy w przeciwieństwie do mỳ - makaronu jak z zupek chińskich, i miền - drobnego makaronu sojowego. Chả z kolei to pieczona na węglach wieprzowina (część była przypalona). Kuchnia nie była tak elegancka jak te ze ś.p. Stadionu X-lecia, ale zjeść się dało, jedzenie było smaczne a naczynia prawie całkiem czyste. Jedzenie kosztowało nas w sumie 72000 (10 zł) za 2 osoby. Relatywnie drogo, ale dlatego, że jest położona w centrum i - jak twierdzi Grażyna- jest to najlepsza bún chả w Hanoi.
Zamiast obiadu zjedliśmy ciastka w stylu europejskim z budki przy pobliskim jeziorze. Dzięki ostrzeżeniu Grażyny uniknąłem ciastka z żelkami i słoniną.
W wtorek rano poszliśmy na phở, czyli coś w rodzaju rosołu. Jest to jeden z popularniejszych posiłków jadanych na śniadanie. Jedliśmy w elegenckim lokalu o bardzo czystych ścianach, jak widać na zdjęciu poniżej. Jedno phở kosztowało 20000 (3zł).
No comments:
Post a Comment